PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=35041}

Cena strachu

Sorcerer
7,4 2 427
ocen
7,4 10 1 2427
7,5 10
ocen krytyków
Cena strachu
powrót do forum filmu Cena strachu

Nie liczyłem, że przebije Clouzota, ale takiej kichy się nie spodziewałem.

Od razu uprzedzę chętnych do obejrzenia, że to nie jest remake, ale jakaś poroniona "wariacja na temat". Scenariusz beznadziejny. Zero prawdopodobieństwa psychologicznego. Dialogi o niczym. Akcja wprowadzana długo, nudno i łopatologicznie - jak dla prostych Amerykanów, którzy wolno kojarzą.

Do tego oczywiście Friedkin nie mógł się powstrzymać, by nie dowalić znowu katolikom - i to tak całkiem od czapy.

O tym, że ten film generalnie jest od czapy, najlepiej świadczy tytuł, który też jest od czapy i nie ma najmniejszego związku z filmem. To znaczy tak się akurat przypadkowo nazywa jedna z ciężarówek. Tak więc jeśli ktoś myśli, że Friedkin, autor "Egzorcysty", wstawił tu elementy fantasy, magii albo cokolwiek mającego związek z "sorcererem", srodze się zawiedzie.

To zaskakujące, jak można spaprać taki temat. Napięcie w tym filmie jest budowane głównie przez ocieranie potu, pękanie desek, zacinający deszcz, napiętą linę, chyboczący most... i w sumie jest tego napięcia tyle, co w gumie ze starych majtek. Ziewać od tego się chce.

Muzyka też nie powala, bo chociaż lubię TD, to cały czas miałem wrażenie, że jakbym sam sobie puszczał w tle kawałki z dowolnej ich płyty to byłoby równie dobrze/źle.

użytkownik usunięty

Teraz doczytałem jeszcze w biografii Roya Scheidera, że Friedkin uważał go za swoją największą pomyłkę obsadową i w ogóle zwalał klęskę Sorcerera na brak gwiazd. Że rzekomo ten "wspaniały' scenariusz był napisany dla gigantów typu McQueen, Eastwood czy Nicholson. Moim zdaniem to jednak potwierdza tezę, że w tym filmie nie ma ról, nie ma co grać, postacie są niesamowicie płaskie i jedyny ratunek to byłyby właśnie znane gęby, które widzom kojarzą się z ich lepszych dokonań.

Scheider zresztą odgryzł się Friedkinowi właśnie w tym sensie, że film jest niezły technicznie, ale postacie są do niczego i widz nie wiąże się z nimi emocjonalnie. Wielu krytyków potem to powtarzało i jest to prawda, której nie sposób zaprzeczyć. Friedkin zużył jedną trzecią filmu na wprowadzenie swoich bohaterów, a i tak prawie nic o nich nie wiadomo i nie ma żadnych powodów, by ich nienawidzić, współczuć im, czy w ogóle coś do nich poczuć. Dlatego jak się potem pocą, nerwowo naciskają pedały, mokną na deszczu to rusza to widza tyle, co nic.

ocenił(a) film na 8

Bo to faktycznie przeoczone arcydzieło,na nic zdają się niczym nie poparte tezy.

użytkownik usunięty
fabio

"Bo to faktycznie przeoczone arcydzieło,na nic zdają się niczym nie poparte tezy"

Rzeczywiście, niczym nie poparłeś tezy, że to przeoczone arcydzieło".

ocenił(a) film na 8

No jesteśmy kwita. Po film sięgnąłem ze względu na TD po obejrzeniu Thiefa manna. Aż dziwne że filmu nie ma na blureju ani w criterion collection.

użytkownik usunięty
fabio

Ale TD to za mało. Poza tym puszczany był jakby na odwal. Usiedlibyśmy na parę godzin i wymyślilibyśmy lepszy zestaw.

ocenił(a) film na 8

Dziś o taki film trudno i trzeba się grzebać w torrentach które mają po 700 mb a nie 8 gb.

użytkownik usunięty
fabio

Dobrze, że mi przypomniałeś, że mam w końcu obejrzeć Thiefa.

Ten film świetnie się słucha, filmu oczywiście nie widziałem i się nie palę bo żaden obraz nie sprosta tej muzyce. To jest tak jak z tekstami piosenek. Nie dociekam bo wolę bazować na intuicji i własnych niekonkretnych wyobrażeniach. Że ma się rozumieć dotyczy pieśni z duchem muzycznym bo on potrafi czynić niewiarygodne odcienie w kolorystyce naszej percepcji. Dosc tego ględzenia.

użytkownik usunięty
Piotr_Hajda123

"Ten film świetnie się słucha, filmu oczywiście nie widziałem i się nie palę bo żaden obraz nie sprosta tej muzyce. "

Ale nawet muzyka jest tam dobrana jakby przypadkowo. Sam sobie robiłem dużo lepsze składanki TD.

Zbyt dużo oczekujesz. Wydajesz osąd, który zniechęca, a moim zdaniem niesłusznie. To miał być film, który zabawi przez 2 godziny i takim go odebrałem. Nie oczekiwałem dzieła na miarę Oscara, oczekiwałem scen trzymających w napięciu i nie zawiodłem się. Nie wiem, czemu piszesz, że to jakaś poroniona "wariacja na temat". Zapytuję: na temat czego? Poprzedniego filmu, czy książki? Oba filmy powstały na podstawie książki. Oba nie są jej wierną adaptacją, ale nie wiem, czemu akurat ten z 1977 roku uważasz za "wariację", a tamtego starszego już nie. Zapewne książki nie czytałeś, bo jakoś nie przeszkadzają Ci zmiany i to poważne w filmie z Montandem. Nie przeszkadza Ci brak przejazdu przez miasteczko, nie przeszkadza ominięcie znaczącego wątku z księdzem katolickim, nie przeszkadza wymyślenie epizodu z zalegającym głazem. A to tyczy właśnie filmu z 1953 roku. Piszesz: "napięcie w tym filmie jest budowane głównie przez (...) pękanie desek, (...) napiętą linę, chyboczący most... A przez co byś chciał, by napięcie było budowane? Przez grających w bierki, czy przez szydełkującą emerytkę??? Nazwa "Sorcerer" też nie jest od czapy, poczytaj sobie wyjaśnienie na angielskim wydaniu Wiki. Skoro w tym filmie nie ma napięcia, to ile go jest w obrazie starszym? Zarzucasz, że prawie nic nie wiemy o bohaterach? Mylisz się, wiemy znacznie więcej, niż w poprzednim filmie. Przynajmniej wiemy z jakiego powodu znaleźli się w miejscu akcji, czego nie można powiedzieć o Montandzie i spółce. Z reguły każda kolejna ekranizacja odbierana jest gorzej, ale w tym przypadku wcale nie byłbym taki pewien. Dla mnie ten film wcale nie jest gorszy. Miał tylko pecha, że musiał zmierzyć się z legendą, co zawsze skazuje na porażkę. Zapewne dlatego odmówili zagrania w nim Eastwood i Nicholson. Dla obiektywnej opinii przed obejrzeniem Sorcerera ponownie obejrzałem sobie „Cenę strachu” tego samego dnia.

użytkownik usunięty
ELIOT100

"To miał być film, który zabawi przez 2 godziny"

Mnie nie zabawił a wynudził.


"czemu piszesz, że to jakaś poroniona "wariacja na temat""

Ponieważ spodziewałem się, że to albo będzie klasyczny remake wykorzystujące nowocześniejsze środki techniczne albo wariacja próbująca na kanwie tamtej historii wymyślić coś ciekawego. Było to drugie, ale poronione, bo płytkie i nudne. Stara historia była po prostu ciekawsza i narracyjnie sprawniejsza.


"A przez co byś chciał, by napięcie było budowane"

Nie przez sceny, w których reżyser nachalnie mi daje znać "uwaga, widzu, teraz będę budował napięcie". Po czym są długie i nudne sekwencje deszczu, ocierania potu, napinania liny.


"Zarzucasz, że prawie nic nie wiemy o bohaterach?"

Tak, dalej wiemy tyle, co nic, ale tym razem zmarnowano na to "prawie nic" połowę filmu.

Mamy odmienne zdania i uszanujmy je.
Mnie film bawił - Ciebie wynudził
Ja uważam, że napięcie było, Ty, że tyle, co w gumie ze starych majtek.
Ja wiem skąd pochodzą bohaterowie i dlaczego tu się znaleźli, Ty nie wiesz o tym prawie nic.
Ja dowiedziałem się źródła nazwania filmu i ciężarówki Sorcerer, Ty - nie i twierdzisz, że jest od czapy.
I jeszcze dwie sprawy.
1. Piszesz: "długie i nudne sekwencje deszczu". W książce, praktycznie cała jazda dzieje się w nocy. W filmie byłoby to trudne, więc reżyser wolał chociaż wybrać deszcz, a nie słońce. Zabieg logiczny i zasadny.
2. To nie jest jest remake filmu!!! To jest remake książki! Potwierdził to nawet Friedkin. Nazwa "remake" wyraźnie mówi: "ponowne nakręcenie". Czyli reżyser ponownie nakręcał adopcję książki. Zatem jeszcze raz zapytuję. Dlaczego piszesz "poroniona wariacja" o tym filmie, a nie piszesz o tamtym, skoro tamten w wielu aspektach nie był bliższy książce? Odpisz proszę na to pytanie.
Film nie zrobił kariery, bo prawie nigdy nie dało się nakręcić dwóch legendarnych adaptacji. Ale pocieszam się, że większości widzów (świadczy o tym nawet forum filmwebu) film podobał się, tak jak mnie i nie uznawano go jako "poroniona wariację", lecz jako całkim udany obraz, trzymający w napieciu.

użytkownik usunięty
ELIOT100

"Mamy odmienne zdania i uszanujmy je."

OK. Jeszcze tylko kilka wyjaśnień.

Odniesień do książki W OGÓLE nie brałem pod uwagę. Marny to byłby film, który wymagałby znajomości książki, ponieważ dzieło powinno być autonomiczną całością. Natomiast nie można nie brać pod uwagę poprzedniego filmu opartego na tej samej książce - zwłaszcza tak legendarnego jak "Cena strachu". Kiedy piszę o "poronionej wariacji" to interesuje mnie WYŁĄCZNIE relacja między filmami.

Friedkin przecież świadomie zaryzykował zmierzenie się z legendą "Ceny" i moim zdaniem w tej konfrontacji wyraźnie przegrał.

Moje zdanie nie jest jakimś odosobnionym zdaniem dziwaka czy snoba, bo jak sam piszesz - "Film nie zrobił kariery". I to pomimo tego, że Friedkina jeszcze opromieniała świeża sława reżysera "Egzorcysty". Ocena na FilmWebie jest myląca, bo film ma ciągle poniżej 1000 głosów, a filmy niszowe często mają przegięte oceny.

I jeszcze jedno:

"Ja dowiedziałem się źródła nazwania filmu i ciężarówki Sorcerer, Ty - nie i twierdzisz, że jest od czapy."

Gdzie w filmie jest cokolwiek na ten temat? Jeśli nie ma, jeśli w toku filmu nie wyjaśnia się to samo przez się, to znaczy, że tytuł JEST od czapy. Czego zresztą nawet "wyjaśnienie" na Wiki nie potrafi przykryć, a wręcz dodatkowo ujawnia, że Friedkin miał to wszystko po prostu nieprzemyślane i stąd chwytał się tak przypadkowych "inspiracji" jak tytuł albumu Milesa Davisa.

No cóż. Dalszą dyskusję uważam za jałową, skoro zapytuję, a Ty nie odpowiadasz na temat. I nie sugeruj, ze ten film wymaga znajomości książki, bo to nieprawda. Znajomości książki wymaga stosowanie określeń, że film jest "poronioną wariacją". Niestety piszesz o poronionej wariacji, a nie znasz oryginału. Tym samym stajesz się niewiarygodny. Dziękuje EOT.

użytkownik usunięty
ELIOT100

" I nie sugeruj, ze ten film wymaga znajomości książki, bo to nieprawda. "

Gdzie ja coś takiego napisałem? Masz poważne problemy z czytaniem ze zrozumieniem.

użytkownik usunięty

Niestety muszę się z tym wszystkim zgodzić. Kilka dni temu obejrzałem po raz pierwszy oryginalną Cenę Strachu i remake pod każdym względem wyraźnie odstaje. Chaotyczne wprowadzenie, zupełnie jak to mówisz "od czapy", zrobione chyba tylko po to żeby dodać do filmu jakieś strzelaniny, wybuchy i wątek sensacyjny, który nie ma żadnego znaczenia (jakby przez pierwszą godzinę tylko łazili po wiosce i gadali tak jak w oryginale to ludzie by pewnie z kina wychodzili i dopiero by była klapa:)) . U Clouzota wstęp jest długi, ale w przeciwieństwie do filmu Friedkina ma sens, doskonale buduje portrety głównych bohaterów i pozwala z nimi sympatyzować (bądź wręcz przeciwnie), co przekłada się na emocje w trakcie właściwej akcji oraz dodatkowe smaczki jak choćby nagła przemiana Jo. W remake'u tego w ogóle nie ma. Ot, jadą sobie jakieś cztery kukły pozbawione charakteru.
Już nie wspominając, że nawet sam przebieg podróży jest znacznie ciekawszy i lepiej przemyślany w filmie starszym o prawie ćwierć wieku.

ocenił(a) film na 1

ZGadzam się - nuda.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones