Zaczęło się świetnie. Dwoje dojrzałych bohaterów. Facet wreszcie nie jest ciachem, a typem nadrabiającym braki w wyglądzie zewnętrznym zawodową charyzmą. Dziewczyna zajęta pracą, radzi sobie raz lepiej, raz gorzej, żadna z niej chodząca doskonałość, choć ma silny charakter i sporo pewności siebie. No i ta jej wizja seksu z szefem… Dawno nie widziałam w koreańskiej dramie tak gorących scen.
Motyw pocałunku ciekawy i o dużym potencjale. Ale to, co w nim mogłoby być najciekawsze – a więc stosunek wizji do rzeczywistości oraz kwestia ludzkich wyborów i tzw. przeznaczenia – zostało tu potraktowane marginalnie. W zamian za to dostaliśmy okropne, tak kliszowe, jak to tylko możliwe, rozwiązanie zagadki szóstego zmysłu… Aż mnie skręca, jak sobie przypomnę nawrzucane do dwóch ostatnich odcinków bzdety, które kompletnie nie przystawały do dotychczasowych treści. A najbardziej skręca mnie na wspomnienie żenującej końcówki. Serio, kiedy Koreańczycy wreszcie nauczą się, że mniej znaczy więcej?
Nie wiem czy końcówka była tak beznadziejna - po namyśle widać w tym sens pokazania, że w związku nie zawsze jest magicznie ale ważne aby znajdywać rozwiązania i to trudna praca - tak utrzymywanie związku to praca - spodobał mi się ten zabieg - zazwyczaj seriale kończą się cukierkowo nierealistycznie :)
Moim zdaniem znacznie lepiej byłoby, gdyby skończyli na 10 odcinkach - bez wrzucania motywu, że znali się z dzieciństwa (w ilu dramach był już identyczny wątek?), bez szalonego mordercy wracającego zniszczyć tę samą rodzinę po latach - po prostu fajne, dorosłe romansidło z lekkim wątkiem nadnaturalnym.
Zdecydowanie zgadzam się więc z tym, że szkoda, że twórcy postanowili przeszarżować i pójść w te wszystkie klisze.