W filmie aktorzy byli zdecydowanie lepiej dobrani do ról. Coulter, Lyra, Asriel i wielu innych, grali o klasę lepiej niż serialowi odpowiednicy. Ba, Serafina grana przez Evę Green, to była czarownica!
W serialu Iorek jest wykastrowany, gdy go porównać do filmowego. Tamten był majestatyczny, dziki, tryskający energią, a jednocześnie uczuciowy, gdy trzeba było. Serialowy to zmarnowany potencjał.
Serial dysponuje nieproporcjonalnie większym zasobem czasu, a mimo to wiele wątków i scen jest rwanych, niewyjaśnianych w pełni, niedokończonych.
Np. w trakcie rozmowy Lyry z matką w stacji badawczej, matka przez całą rozmowę nie zadała podstawowego i pierwszego pytania, które powinna była zadać, a na które czekałem, co Lyra odpowie: "Skąd się tu wzięłaś?".
W ogóle serial sprawia wrażenie sklejonych epizodów, w których brakuje płynnego ich łączenia, z wprowadzeniem i zakończeniem.
Szkoda, bo liczyłem, że serial będzie dysponował większymi zasobami niż film, i że twórcy to wykorzystają, aby stworzyć coś spójnego i dopracowanego, a dostaliśmy półprodukt.